Tak jak zapowiedziałem mała relacja z wyjazdu do firmy Westflex Personeelsdiensten B.V z siedzibą na ul. Leemolen 23, 2678 De Lier do Holandii. W Polsce a konkretniej w Lublinie wszystko ustalane było przez firmę DutchRecruit PL Sp. z o.o w organizacji reprezentowaną przez pana Michała Mandurę.,
Adres – Lublin, Świętoduska 10
Telefon 81 752 06 43
Facebook - https://www.facebook.com/DutchRecruit-PL-246360362404421/
W biurze w Lublinie zostałem poinformowany że pracy jest dużo i nie będzie problemu z pracowaniem 40 godzin tygodniowo, a pokoje są w takim standardzie jak widać na ich facebooku.
Dojazd do siedziby firmy / pierwsze wrażenia:
Wyjechałem w niedzielę 2 października o 12:30 busem z Lublina, do pracy w tym miejscu jechało razem ze mną 5 innych osób. Dojechaliśmy na miejsce kilka minut po godzinie 6 w poniedziałek, ale do biura zostaliśmy wpuszczeni kilka minut po godzinie 7, na szczęście kierowca busa stwierdził że w takim razie on nas nie zostawi na zewnątrz, tylko przy okazji zdrzemnie się chwilę i odpocznie. Po wejściu do biura wszyscy byli dla nas mili, każdy proponował kawę (każdy wchodzący pracownik do biura oferował zrobienie sobie kawy, od 7 do 9 kawa została nam zaproponowana jakieś 10 razy). W czasie gdy czekaliśmy aż ktoś się nami zajmie do biura weszła grupa 6 osób która przyjechała tydzień przed nami, mieli oni pracować ale coś nie wyszło i odesłali ich do biura. Atmosfera robiła się lekko nerwowa, usłyszeliśmy trochę ciekawostek o tym jak wygląda organizacja pracy, ale nie braliśmy tego na serio, bo przecież może przesadzają. W końcu jednak udało się znaleźć im zajęcie i firmowy bus zabrał ich do pracy.
W końcu dostaliśmy informatory, porozmawialiśmy z pracownikami. Podpisaliśmy umowy na rok, z zastrzeżeniem że jak coś by nam nie pasowało to mamy zadzwonić i powiedzieć jak wygląda sytuacja i bez konsekwencji kończymy współpracę, z tej opcji właśnie skorzystałem drugiego dnia pobytu tam.
Najważniejsze informacje które zostały nam przekazane w biurze:
-nie brać od nikogo kanapek, otwartych napojów, ręcznie skręcanych papierosów
-nie dać się namówić na pierwszą tabletkę / działkę za free (to akurat serio oferowali za darmo)
-lepiej skoczyć do Coffee Shopu, niż kupić coś na miejscu bo wiesz przynajmniej co kupujesz
-nie zostawiać kanapek, otwartych napojów jeśli w okolicy jest ktoś komu nie ufamy
-w hotelu mieszka prawie 500 osób będących zatrudnionych w 4 agencjach.
-we wtorek bus ma nas zabrać do urzędu by wyrobić numer BSN i założyć konto w banku (o tym będzie dalej )
-lepiej trzymać się w grupie gdy wychodzimy do sklepu, przynajmniej przez jakiś czas
-lepiej odpuścić sobie wieczorne wizyty w centrum miasta szczególnie samodzielnie
-ogólne informacje na temat kar, kosztów, sposobów kontaktu z agencją
-dostaliśmy również karty sim Lyca
-ubezpieczenie 22eur / tydzień
-opłata za rower 160eur opłata jednorazowa, rower zostaje na własność
-buty robocze 30eur
-możliwość otrzymania zaliczki 3 razy po 30eur
-nie zgłoszenie nieobecności w pracy 50eur jako koszt sprawdzenia powodu nieobecności
Zakwaterowanie w hotelu:
Adres Hotelu Westland: Honderdland 1, 2676 LS Maasdijk
Coś o hotelu:
-Koszty stałe: 93eur / tydzień / osoba
-Obowiązkowe obiady 29.4eur / tydzień / osoba
-Pokoje 2-4 osobowe
-wifi hotelowe 5eur za 500mb
-kary za niestosowne zachowanie, niszczenia, nieporządek w pokoju (skarpetka na podłodze podobno jest już powodem kary, jednak to tylko słyszałem)
-oficjalnie istnieje zakaz posiadania i zażywania narkotyków w jakiejkolwiek postaci (xD wystarczy wieczorem przejść się korytarzami)
-brak możliwości skorzystania z kuchni, dostęp do mikrofalówek na piętrach 2,3,4. Wiele mikrofalówek nie działa, a jak działają to nie były czyszczone od dłuższego czasu. Mieszkałem na parterze więc jeśli chciałem coś podgrzać, trzeba było wjechać windą na 2 piętro, znaleźć działającą mikrofalówkę, podgrzać, wrócić do pokoju.
Wyposażenie pokoju:
-Wieszak
-Szafa
-Lodówka
-Biurko
- Telewizor
-Stolik
-2x krzesło
-3x łóżko
-komoda / szafka
-czajnik o który musieliśmy się upomnieć na recepcji
Kierowca busa zabrał nas z biura do hotelu, po drodze były śmieszki na temat ostrzeżeń które były wymieniane w biurze, lekko wyluzowana atmosfera. No to wysiadamy, jeszcze tylko kolejny papieros zanim wejdziemy do środka i kierunek recepcja. Tu warto wspomnieć że recepcjonista jest również ochroniarzem (pracowali tam goście przy których #mirkokoksy to leszcze) jednocześnie będący naprawdę miłymi ludźmi.
Chwila na przedstawienie osób z którymi przyjechałem:
-D mniej więcej w moim wieku, jechałem z nim od początku więc miałem dużo czasu na pogadanie i poznanie go, bardziej prawilny niż raperzy typu DDK RPK, czy inne Ciepłe Strefy. Już w Polsce wiedziałem że jak trafię z nim do pokoju to będzie ciekawie. A wiedziałem że trafię bo już w drodze mi powiedział że jestem spoko i jak coś to idziemy razem do pokoju.
-P spokojny gość ok 35-40 lat, zamknął firmę pospłacał długi i wyjechał w poszukiwaniu lepszego życia, na miejscu miała się odezwać do niego siostra… niestety ignorowała go, co załamywało go bo zawiódł się na rodzinie która obiecała w razie czego pomóc.
-R dwudziesto kilku latek który przyjechał zarobić na ślub, bardzo pozytywny i pełny energii gość.
-G po 30, cały czas starał się znajdować pozytywne strony pobytu tutaj
-J 35-40 lat, stonowany, spokojny, twardo stąpający po ziemi, przyjechał żeby zarobić trochę na święta.
Wracamy do recepcji i zakwaterowania, do pokoju trafiłem z D oraz P, pozostali zostali dokwaterowani do pokojów gdzie było miejsce i tak:
-J trafił do pary która przyjechała tydzień temu, chwalił to że trafił na spokojnych ludzi którzy nie imprezują, nie ćpają i nie piją nonstop.
-G trafił do pokoju imprezowiczów, zasnąć mógł jakoś po 2-3 w nocy jak tamci już się zmęczyli
-R trafił do pokoju gdzie był handlarz, drzwi dobrze nie zamknęły się po poprzednim kliencie i już kolejny pukał.
Pierwsze słowa po wejściu do pokoju nie nadają się do zapisania, ze względu na wulgaryzmy, pierwsze słowa po wejściu do łazienki również nie nadają się do zapisania ze względu na zapach oraz krew menstruacyjną na muszli. Ogólnie syf totalny wszędzie, widać że poprzedni lokatorzy mieli gdzieś jakikolwiek szacunek do tego pokoju. Do kabiny prysznicowej bałem się wchodzić ze względu na grzyba i syf, więcej na zdjęciach
Łóżko zapadające się w jednym miejscu, materac również widać na zdjęciu, niestety nie zrobiłem zdjęcia materaca P ale wyglądał troszeczkę lepiej, tyle że wydawało się że ktoś na nim popuszczał w nocy. Lodówka pełna starego zepsutego jedzenia, wymagająca od razu umycia zanim coś tam można było włożyć. Po wstępnym ogarnięciu łazienki oraz pokoju przyszedł czas na rozpakowanie się. Oraz zgłoszenie na recepcję po czajnik i pościel.
Pierwszy wypad do sklepu oraz reszta dnia:
Zebraliśmy się w 6 osób i poszliśmy zwiedzać miasto, oczywiście jakiś śmieszek podał nam zły kierunek, po ok 2km stwierdziliśmy że wracamy i po drodze spytamy kogoś.
Dotarliśmy na miejsce zakupy można było zrobić w polskim sklepie, oraz w sklepie sieci Plus (drogo).
Po małych zakupach spotkaliśmy w centrum rodaka (roboczo RPB – Rodak Pilnujący Bankomatu, o tym dlaczego tak za chwilę) z którym pogadaliśmy ok 2 godziny o tym jak tu trafił, czym się zajmuje, jak mu się tu żyje. W międzyczasie gdy siedzieliśmy i rozmawialiśmy, usłyszeliśmy krzyki rodaków. Szybkie spojrzenie w prawo, gość ok 50 lat ucieka, a za nim 3 młodzików ok 20-25 lat drących się, dogonili go przekopali i odeszli spoglądając na naszą grupę. Jednocześnie nowo poznany znajomy powiedział nam żebyśmy nawet nie myśleli żeby wstać bo to się skończy źle, jeśli zadzwonią po resztę. Więc cóż, pozostaliśmy dla własnego bezpieczeństwa na miejscach. Powrót do hotelu, odpocząć, zjeść, nabrać sił na resztę dnia. I kolejne wyjście do sklepu.
Drugie wyjście do centrum, po drodze rozmawialiśmy o hotelu, lokatorach, sytuacji którą spotkaliśmy za pierwszym razem. Na miejscu ku naszemu zdziwieniu znowu spotkaliśmy RPB, tym razem jednak wstąpiliśmy do sklepu, kupić coś do picia, ktoś kupił piwa i poszliśmy porozmawiać z nowym znajomym.
Opowiedział nam swoją historię, jak tu trafił, o tym że przyjechał 1,5 miesiąca temu, przez jakiś czas faktycznie była praca, zdążył nawet wysłać jakieś pieniądze dla żony w Polsce, jednak ostatnie 2-3 tygodnie tylko przywożą nowych ludzi, a pracy nie ma. Ewentualnie pracują po 3 godziny, 2-3 dni w tygodniu, gdzie dojazd w jedną stronę zajmuje prawie 2 godziny. A on, siedzi przy bankomacie i czeka na kolejny przelew od żony, tym razem po to by wrócić do Polski, bo już przestał wierzyć w to że będzie tu praca. Oczywiście uznaliśmy to za tekst na litość i wyżebranie jakiegoś alko / papierosów. Posiedzieliśmy tam chwilę i zebraliśmy się do powrotu. W hotelu poszliśmy do swoich pokojów.
W pokoju mieliśmy telewizor który nie był podłączony i nie było opcji go podłączyć, ale okazało się że D zabrał ze sobą jakiś dekoder (kto wyjeżdżając do pracy zabiera dekoder?) to przynajmniej wieczorem obejrzeliśmy jakieś filmy i mimo muzyki niosącej się po godzinach ciszy nocnej udało się zasnąć.
Zdjęcia pokoju -> http://imgur.com/a/99FnS
Dzień Drugi:
Około godziny 8 przyszedł recepcjonista i poinformował nas że za 10minut podjedzie bus, który zabierze nas do urzędu, a później banku. W urzędzie formalności szybko zostały załatwione przez jedną z bardziej ogarniętych osób pracujących w tej agencji (obsłużenie 12 osób, nas 6 i 6 obywateli Ruminii zostało obsłużonych w niecałe 2 godziny), później rozdzieliliśmy się pojechaliśmy do dwóch banków tam już zajmował się nami kierowca, polka ledwo mówiąca po angielsku pomagała nam w komunikacji z holendrami w banku (obsługujący mnie gość był zaskoczony, ponieważ przyzwyczaił się do tego że większość osób tam przyjeżdżających tam nie jest w stanie komunikować się po angielsku). Po tym jak zauważyła że nie potrzebuję jej pomocy, okazało się że ona potrzebuje pomocy w wyjaśnieniu problemu jednej z osób, ponieważ G był już w Holandii tylko zgubił kartę i potrzebował duplikatu. Niestety on jak i osoba za nas odpowiedzialna nie potrafili się wysłowić i wyjaśnić problemu, więc przeprosiłem na chwilę pracownika który mnie obsługiwał i wyjaśniłem w okienku obok w czym jest problem, po czym wytłumaczyłem G co musi zrobić żeby dostać nową kartę. Po wszystkim umówiłem sobie busa na środę, to samo zrobił J.
Reszta dnia minęła podobnie jak dzień pierwszy czyli 2 wizyty w centrum i znowu 2 razy spotkaliśmy RPB, który oprowadził nas po mieście. Jednak, wieczór już był „ciekawszy”.
D odnalazł drogę do dilera i ucieszony dostał 1g za 10eur, za każdym razem gdy widziałem go w pokoju wyglądał coraz gorzej, ale cóż jego życie niech robi co chce.
G miał w pokoju imprezę do 3 w nocy
R otwierał i zamykał drzwi za klientami, z jego relacji wiem że D spalił i nie tylko więcej niż ten 1g który kupił.
D oraz P dostali telefon z biura, mieli następnego dnia iść do pracy (w środę).
Nikt z mieszkańców nie krył się że pali marihuanę, po 20 hotel był jedną wielką haszkomorą.
D położył się ok 3 w nocy, obudziłem się bo wchodząc do pokoju obijał się o wszystko, tylko spytałem czy wie że za niecałe 2 godziny ma wstać do pracy i znowu próbowałem zasnąć.
Dzień Trzeci:
Pobudka, potwierdzenie busa i odliczanie godzin do odjazdu… Nie było pomysłu co robić, więc razem z R i J wybraliśmy się do sklepu. G próbował odespać nieprzespaną noc, w okolicy bankomatu spotkaliśmy znowu RPB, co nas wcale nie zdziwiło i już w drodze rozmawialiśmy o tym gdzie go spotkamy, przy bankomacie, czy przy figurze kopacza. W żartach pytaliśmy go czy już wypłakał przy ścianie płaczu pieniądze na busa. Gdy zbieraliśmy (wiało okrutnie i było chłodno, więc szybko się zebraliśmy) się dołączył do nas G i opowiedział z czym musiał zmagać się w nocy.
ok 11:30 D wrócił z „pracy”, usłyszałem opowieść o tym jak to pojechał 2 godziny w jedną stronę, a na miejscu nie mógł pracować bo nie zabrał ze sobą numeru BSN więc siedział i czekał na to aż ktoś zabierze go… (w co nie chciało mi się wierzyć, tak jak i reszta osób nie wierzyła w to, raczej zauważyli że jest jeszcze pod wpływem syfu z nocnej imprezy, dla pewności jedna z osób zadzwoniła do biura aby dopytać czy idąc do pracy pierwszy raz do danego pracodawcy trzeba brać ze sobą ten numer BSN, odpowiedź oczywiście że nie potrzeba tego, tylko jeśli dostaniesz wcześniej informację że trzeba, ale to już kierowca busa sprawdził by przed hotelem czy masz BSN ze sobą).
Ostatnie wyjście do sklepu, poszliśmy prawie w komplecie(nie było tylko P który był w pracy). Spotykamy tam RPB, ale tym razem nie było na nim widać smutku, to była najszczęśliwsza osoba jaka mieszkała w hotelu. Przelew od żony dotarł, on ze szczęścia poczęstował nas papierosami i piwem, ciesząc się jak dziecko. Chwilę później zadzwonił zarezerwować busa do Polski. Dopiero wtedy zauważyłem jak bardzo się myliłem myśląc że gość bajeruje nas żeby wyżebrać piwo, on był po prostu zdesperowany i potrzebował kogoś z kim mógł by posiedzieć i pogadać.
Ok 17 P wrócił z pracy zmęczony ale zadowolony bo w końcu był w pracy i coś mógł zarobić, po jakimś czasie zadzwonił jego telefon i dostał informację że jutro też idzie do pracy, humor poprawił mu się jeszcze bardziej. Kończyłem się już pakować, D widać że imprezuje coraz mocniej, przyszedł do nas R i J, R powiedział że nie ma zamiaru już siedzieć w tamtym pokoju, D ciągle siedzi z dilerem i pali. A on woli chwilę w spokoju posiedzieć i odpocząć od oparów marihuany. Wymieniliśmy się kontaktami, pożegnaliśmy i czekałem z P w pokoju na telefon od kierowcy. Niestety wcześniej zadzwonił ktoś z agencji informując P iż w najbliższych dniach jednak ma wolne. Momentalnie odechciało mu się wszystkiego, mimo że jeszcze kilka minut temu był zadowolony.
Jak ktoś lubi płacić 120euro tygodniowo za mieszkanie w takich warunkach, między narkomanami, dilerami to polecam. Będziecie mieli dużo czasu na poznanie sąsiadów i opinii o agencjach.
Żałuję że tam trafiłem, i mam nadzieję że dzięki temu ktoś nie wpadnie na pomysł by odwiedzić Hotel Westland w Maasdijk.
Wystarczy że ja zmarnowałem czas i pieniądze na odwiedzenie tego siedliska patologii i traktowania ludzi jak śmieci.
Będąc na miejscu, dzwoniąc do osoby odpowiedzialnej za pracę dowiadujecie się że jesteście na liście rezerwowej, albo gość rozłączy się mówiąc że jak coś będzie dla was to sam zadzwoni po czym rozłączy się.
Pobicia były poza terenem hotelu ze względu na kamery, a można dostać za wszystko - zaczynając od krzywego spojrzenia kończąc na tym że nie chciałeś dać komuś 1euro...
Potwierdzenie tego że byłem w tamtym miejscu + umowa http://imgur.com/a/97kvR
Próbowałem kontaktować się z panem Michałem Mandurą ale cóż, jak grochem w ścianę.
Jeśli czegoś dopisałem to dodam w komentarzu.
A tymczasem zbieram się na ponowną emigrację do UK, bo Holandia mi przeszła na dłuższy czas.
Witam,mógłbyś przesłać zdjęcia i umowę bo te linki które wstawiłeś nie mogę otworzyć. Podaje maila monika832@op.pl
OdpowiedzUsuńWitam,mógłbyś przesłać zdjęcia i umowę bo te linki które wstawiłeś nie mogę otworzyć. Podaje maila monika832@op.pl
OdpowiedzUsuńJa już zaczęłam pracować na swój rachunek i sama sobie urządziłam własne biuro. Teraz nie wyobrażam sobie pracy bez tablicy https://somax.eu/73-tablice-suchoscieralno-magnetyczne która znacznie ułatwia mi organizację w biurze.
OdpowiedzUsuń